Ochrona danych osobowych

Ostatnio głośno o RODO i ochronie danych osobowych. Wielu traktuje ten temat jako dodatkowy problem (np. przy wdrażaniu w firmie). Warto jednak zastanowić się przed podaniem swoich danych, co użytkownik będzie z nimi robić.

Troska o bezpieczeństwo własnych danych osobowych w sieci powinna być obowiązkiem każdego internauty. W szczególności chodzi o to, by nie udostępniać istotnych informacji jeżeli nie jest to konieczne a zwłaszcza w miejscach, które wydają się podejrzane i które nie przechowują danych w odpowiedni sposób. Informacja o zabezpieczeniach bazy danych powinna być umieszczana na stronach sklepów internetowych.

Szczególnym przykładem bardzo lekkomyślnego podejścia do udostępniania danych osobowych w portalach gdzie można pobierać pliki (np. dema programów, albo co gorsze ich pirackie wersje).

Serwisy te powstały praktycznie tylko po to, by gromadzić dane, a następnie wyłudzać od ich właścicieli pieniądze. Nie oferują niczego w zamian poza możliwością ściągnięcia plików, które tak naprawdę znaleźć można na setkach innych stron w sieci. A jednak użytkownicy z uporem maniaka rejestrują się podając swój e-mail oraz prawdziwe lub fikcyjne imię, nazwisko i adres. Po co adres zamieszkania do ściągnięcia plików w sieci? Już sam wymóg podania takich informacji powinien wzbudzić podejrzenia i skłonić do szybkiego opuszczenia strony.

Z reguły po dwóch tygodniach od zarejestrowania się (tyle czasu użytkownik ma na odstąpienie od umowy), nagle okazywało się, że pozornie darmowe usługi portalu są jednak płatne (stanowi o tym regulamin, którego nikt nie czyta). Użytkownicy dowiadywali się o tym po otrzymaniu na wcześniej podanego maila informacji o kosztach usługi i zbliżającym się terminie wpłaty. Standardowo do wiadomości dołączane były „straszaki” mające pozór zwykłych uprzedzeń:

„…w razie niedokonania przelewu, sprawa skierowana zostanie do sądu lub oddana firmie windykacyjnej…”

To już wystarczyło, by wiele wystraszonych i zawstydzonych osób przelało pieniądze na wskazany rachunek bankowy. Do bardziej opornych wysyłane były ponaglenia także tradycyjną pocztą. Pisma wyglądały bardzo fachowo i przekonująco: powoływano się w nich na konkretne przepisy, co w rzeczywistości było jedynie naginaniem prawa dla uwiarygodnienia swoich roszczeń i gróźb. Oszukanych było tak wielu, że UOKiK zdecydował się na udostępnienie specjalnego numeru telefonu i maila, by poszkodowani mogli otrzymać porady prawne i wskazania, jak dalej postąpić.

Przytoczony przykład pokazuje, jak wiele jeszcze trzeba zrobić, czy użytkownicy wypracowali w sobie nawyk ostrożności w udostępnianiu swoich danych i ograniczonego zaufania w stosunku do podmiotów, z którymi stykają się w sieci.

Student na wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.